O wampirach, które zaatakowały w Malezji. Czyli na co uważać w azjatyckiej dżungli

langkawi-malezja-malezja-azja-na-co-uwazac-niezbezpieczenstwa-zagrozenie-onahammock-pijawki-ladowe

W trakcie jednego z visa run do Malezji, razem z Antonem i Izą trafiliśmy na wyspę Langkawi. Piękna natura, bez tłumów turystów, kilka dni nocowania w namiotach na plaży. Któregoś dnia pojechaliśmy na wycieczkę nad wodospad, który okazał się bardziej strumykiem. Kiedy znaleźliśmy szlak na punkt widokowy, uznaliśmy, że w ten sposób wynagrodzimy sobie te małe rozczarowanie. Już po 30 minutach były pierwsze sygnały, że to nie był dobry pomysł.

Zaczęło się od znaku ostrzegawczego, z informacją, że dalsza trasa jest na własną odpowiedzialność. Im dalej, tym bardziej „dzika” atmosfera, zniszczone schody, dominacja natury. 

Oni jeszcze nie wiedzą, co ich czeka…

WhatsApp Image 2024-03-09 at 11.26.41
WhatsApp Image 2024-03-09 at 11.27.23

Po godzinie byliśmy wykończeni. Spoceni jak szczury, wilgotność powietrza przemoczyła wszystkie ubrania do suchej nitki. Najgorszy był fakt, że nie wiedzieliśmy jak daleko jesteśmy od punktu widokowego, ale szkoda było zawracać. Ja raczej nie rezygnuję, ale szczerze ze zmęczenia w środku płakałem. W grupie siła, więc nikt nie odważył się nawet zaproponować, abyśmy wracali. Spotkaliśmy parę, która wracała z góry i dodała nam otuchy, mówiąc że zostało nam jeszcze ok. 45 min. Nie miałem siły nawet na kolejne 5, ale świadomość, że nie idziemy w nieskończoność poprawiła nam nastroje. W dodatku dobrze zareklamowali cel wspominając o pięknych ptakach, które żyją na ich szczycie. Ostrzegali nas również o czymś, czego się zupełnie nie spodziewałem… O lądowych pijawkach!

Od tej pory praktycznie co minutę sprawdzałem moje ręce i nogi. Po ok. godzinie zauważyłem, że jesteśmy praktycznie na miejscu, dlatego przyspieszyłem, żeby tylko położyć się na czymś płaskim i umrzeć. Sini, poturbowani przez życie, nawet się do siebie nie odzywaliśmy. Przemoczeni od wilgotności powietrza do bielizny, tak więc musieliśmy wywiesić nasze ubrania, aby wyschły.

WhatsApp Image 2024-03-10 at 13.13.43
WhatsApp Image 2024-03-09 at 11.26.41 (1)

Cisi krwiopijcy

W pewnym momencie spostrzegłem, że spomiędzy moich palców w sandałach mocno krwawię. Zdziwiłem się, bo nic nie czułem, ani w nic nie uderzyłem. Kiedy zdjąłem obuwie okazało się, że pod materiałem buta są trzej cisi krwiopijcy… Przerażony? Mało powiedziane, wpadłem w panikę. Anton chociaż znalazł również dwie u siebie, pomógł mi, zrzucając potworki patykiem. Te kreatury, sekundę po oderwaniu „stawały” na jednym krańcu i wznosząc się w powietrze szukały kolejnej ofiary (lub dotychczasowej). To było tak okropny i zatrważający widok, że każdy złapał za buta, aby je unicestwić. W podsumowaniu wyszło, że Anton miał 2 pijawki na liczniku, w moim przypadku było ich 5, ponieważ dwie kolejne znalazłem pod drugim sandałem…

Ok, jesteśmy uratowani. Czyżby…? Miałem całe stopy we krwi i jak się okazuje, te kreatury wstrzykują znieczulający i rozrzedzający krew środek, aby ofiara nie była świadoma problemu, a sam posiłek przebiegał bez problemów…

WhatsApp Image 2024-03-09 at 11.27.27
WhatsApp Image 2024-03-09 at 11.27.28 (1)

Mimo tamowania „krwotoku” chusteczkami, kolejną godzinę cały czas mocno krwawiłem. Nie mieliśmy już dawno wody, ani nic czym mógłbym stopy zabezpieczyć. A teraz najgorsza część przygody – jak ja, krwawiący na całego, mam wrócić na dół przez dżunglę, w której wcześniej, nie krwawiąc, po cichaczu dopadło mnie 5 pijawek. Teraz będę niczym chodząca uczta wigilijna, do której z okazji pierwszej widocznej na niebie gwiazdki, zapraszają z kościoła za rogiem biciem dzwonów.

W poszukiwaniu ratunku

Obok punktu widokowego, w którym nota bene nie było finalnie reklamowanych nam ptaków… Umieraliśmy dobra godzinę. Chińscy turyści, którzy docierali na miejsce samochodami, pomagali mi, dzieląc się wodą i chusteczkami. Jednak nic nie pomagało na zatrzymanie krwawienia.

Taksówki nie dojeżdżały na górę, zaczęliśmy więc pytać o możliwość zwiezienia nas na dół, albo przynajmniej 1 osoby, która by wróciła z naszym skuterem, który zaparkowaliśmy na dole.

Finalnie pomogła nam lokalna nastoletnia dziewczyna i jej dwaj bracia, gdzie każde z nich wzięło nas na tył ich pojazdów. Byliśmy mega wdzięczni, szczególnie, że dziewczyna była Muzułmanką. W jej religii zakazane jest choćby dotknięcie obcego mężczyzny. Jednak jak sama nam wspomniała, był to wyjątek traktowany jako „dobry uczynek”.

Morał z tej przygody? Mimo, że szliśmy schodami, a nie po gruncie – do dżungli tylko w zakrytym obuwiu! A więcej o czających się w zaroślach stworach przeczytaj TUTAJ

Jeśli podobają Ci się moje treści, możesz mnie wesprzeć „kupując mi kawę”. Serdeczne dzięki!